Zdjęcia (poza ostatnim) wykonał Stanisław Lesiak. Dziękuję.
sobota, 18 stycznia 2020
wtorek, 14 stycznia 2020
Wolność jest piękna
W środę 18 grudnia karetka zabrała
Roberta Mazulewicza do szpitala w Lesznie. Od dłuższego czasu miał problemy
zdrowotne. Kuracja domowa nic nie dawała, a gdy odjęło mu władzę w nogach,
zdecydował się na leczenie szpitalne.
Jechał ze świadomością, że ma chorobę nowotworową płuc z przerzutami …
Od niepamiętnych lat palił, nawet więcej niż jedną paczkę papierosów dziennie.
Robert urodził się 21 listopada 1958 r.
Uczył się w szkole podstawowej nr 2, najlepszej tego typu w Górze. Już
wówczas się wyróżniał. W konkursie „Czy znasz Patrona naszej szkoły” (1971 r.)
w kategorii klas V-VI zajął drugie miejsce, a w konkursie „Jubileusz
Kopernikowski w Roku Nauki Polskiej” (1973 r.) – trzecie miejsce. Szkołę ukończył jako uczeń klasy VIIIb. Wówczas był znany pod podwórkowym przezwiskiem
„Słoń”. Rozpoczął naukę w liceum ogólnokształcącym, ale jak szybko zaczął, tak
szybko skończył, przeniósł się do zawodówki, którą ukończył. Nigdy nie podjął
próby zdania matury, ale to nie przeszkadzało mu w pisaniu prac magisterskich,
dzięki nim wiele osób może się szczycić dyplomem ukończenia studiów wyższych.
Jego możliwości intelektualne wykorzystywała dyrekcja Zespołu Szkół Zawodowych wysyłając
na Olimpiadę Wiedzy o Polsce i Świecie Współczesnym, w której trzykrotnie wygrywał na poziomie
ogólnopolskim.
Mniej więcej wtedy został członkiem
Amatorskiego Klubu Filmowego „Profil” działającego przy górowskim Domu Kultury.
W programie VII Międzywojewódzkiego Przeglądu Filmów Amatorskich 8 mm w Górze odbywającego
się 11-12 września 1976 r. tak o nim napisano: „członek klubu od roku 1973, realizator i aktor, to ten o którym się
mówi, że w najbardziej drastycznych momentach potrafi swą osobowością i
sposobem bycia wprowadzić atmosferę odprężenia i pogody”. Z tego programu
możemy się dowiedzieć, jakie filmy zrealizował: „Pianino” (wspólnie z Andrzejem
Młynarskim), „Mistrz” (wspólnie z Leonem Hajczewskim), „Wagary” (wspólnie z Leonem
Hajczewskim), „Marzenia”, „Problem” (wspólnie z Bogdanem Grodeckim). Ostatni
film brał udział w przeglądzie filmów amatorskich w Lubaniu, pozostałe w takich
przeglądach organizowanych w Górze, film „Mistrz” ponadto prezentowano na
Ogólnopolskim Festiwalu Filmów Amatorskich 8 mm w Polanicy. Leon Hajczewski to
jego wujek, który wprowadził go w świat fotografii i filmu.
Swojemu mistrzowi z tamtych czasów –
Józefowi Lesiakowi poświęcił wspomnieniowy artykuł „Będzie w nas dotąd, dokąd w
proch nasza pamięć się nie obróci”, opublikowany w numerze 3 „Kwartalnika Górowskiego” (dostępny w
internecie). Mówi wiele o Józefie Lesiaku, ale jeszcze więcej o Autorze i
klubie filmowym. Specjalnie dla „Kwartalnika Górowskiego” napisał jeszcze jeden
artykuł: „Karmili pól Polski »HARPOL« 1990-2008” (nr 58). Ponadto redakcja
przedrukowała dwa jego posty: wywiad ze Stanisławem Hoffmannem (nr 28) i
„Przywróceni pamięci (nr 54-55) o cmentarzu żołnierzy sowieckich w Górze.
Związał się z harcerstwem. Podobno
szybko uzyskał stopień podharcmistrza. Wówczas komendantem górowskiego hufca
ZHP był Tadeusz Bogucki. Robert jeździł do Wisełki, przygotować obóz na
przyjęcie młodzieży. Spędzał tam wakacje. Wielokrotnie wspominał jak przyjmował
i gościł różnych oficjeli z Góry, przyjeżdżających na Wolin na kontrole. Może
nie był tam najważniejszą figurą, ale dbał, żeby mile spędzili czas - raczej
nie po harcersku.
Na
tym nie skończyły się jego kontakty z harcerstwem. Przed świętami Bożego
Narodzenia w 2005 r. Komenda Chorągwi ZHP we Wrocławiu wystawiła górowską
harcówkę na przetarg. Wówczas już nie funkcjonował hufiec. Lokalni instruktorzy harcerscy chcieli
odzyskać harcówkę, reaktywując harcerstwo. Podjęli różne działania. 26 kwietnia 2006 r. delegacja górowskich
harcerzy pojechała do komendy Chorągwi Dolnośląskiej ZHP, wśród nich był Robert
Mazulewicz. Powróciła z kluczem do harcówki. Początkowo rozmowy przebiegały w
złej atmosferze, tak jakby komendzie chorągwi nie zależało do reaktywowanie
harcerstwa w Górze. Dopiero argumenty użyte przez Roberta skłoniły komendę do
przekazania kluczy do harcówki i złożenia deklaracji, że przetarg na sprzedaż
harcówki w Górze zostanie anulowany. W dalszych działaniach nie uczestniczył, a
próba odrodzenia górowskiego harcerstwa się nie udała.
Zdarzyło mu się pracować w kopalni gazu, ożenić i
rozwieść, potem znowu pracować, tyle że „na
czarno” w hucie kryształów. Pisał prace
magisterskie, referaty, udzielał porad prawnych i korepetycji. Dzięki tym przygodnym zajęciom
żył, raz lepiej, raz gorzej. Tułał po różnych mieszkaniach, niekiedy bywał
bezdomny. Nie miał zobowiązań rodzinnych, zawodowych czy towarzyskich, więc pisał
z całkowitą swobodą, nie odczuwając cenzury w jakiejkolwiek formie.
Na początku tego wieku miał epizod związany z redagowaniem
gazety lokalnej. Po upadku „Gazety Górowskiej” w 2002 r. za pieniądze
Stanisława Hoffmanna wskrzesił ją jako „Nową Gazetę Górowską”. Miał bardzo
ciekawe pomysły dziennikarskie, jednym z nich był jednoczesny wywiad z dwoma
radnymi wojewódzkimi – Stanisławem Żyjewskim (SLD) i Stanisławem Hoffmannem (RS
AWS) „Prawy do lewego”, opublikowany w numerze 2. Prowadzącymi wywiad z członkami sejmiku był
Robert i piszący te słowa. Bardzo ciekawa „Nowa Gazeta Górowska” szybko upadła.
Pewien wpływ na to miał Robert i jego styl pracy. Zwykle, gdy się zbliżał
termin oddania materiałów do drukarni, siadał do pracy, przez jedną nockę powstawał
numer. Nie było żadnej korekty ani sekretarza redakcji, co skutkowało licznymi
literówkami. Redakcja mieściła się na ul. Starogórskiej.
Podczas
„Dni Góry” w 2001 r. zorganizował retrospekcyjną wystawę rzeźby Sebastiana
Mikołajczaka. Artysta ten chciał, żeby jego pierwsza wystawa odbyła się w jego
rodzinnym mieście (obecnie mieszka w Toruniu) i dzięki Robertowi udało się to
zrealizować. Wtedy też wydano katalog „Od rzemiosła artystycznego do sztuki”. W
nim zamieszczone fotografie prac Sebastiana Mikołajczaka i esej Roberta
Mazulewicza. Imprezie tej towarzyszyło wydanie tomiku poetyckiego Jerzego
Stankiewicza „Czas niestracony”. Podczas wernisażu recytowano jego wiersze.
Wystawa ta mogła dojść do skutku dzięki życzliwości ówczesnego burmistrza Dariusza
Matkowskiego i dyrektora Powiatowego Centrum Doskonalenia Nauczycieli Jacka
Figla, a zwłaszcza dzięki uporowi i pracy Roberta Mazulewicza. Później uznał,
że ta wystawa była pierwszą imprezą Górowskiego Towarzystwa Kulturalnego.
Z grupą młodzieży utworzył bowiem w czerwcu 2001 r. Górowskie
Towarzystwo Kulturalne, które 12 grudnia 2001 r. na zebraniu
sprawozdawczo-wyborczym Towarzystwo Miłośników Ziemi Górowskiej przyjęło jako
autonomiczną sekcję. Wcześniej utworzyło swoja stronę internetową i animacje komputerowe
zabytków Góry (Wieża Głogowska, zburzony kościół ewangelicki). Posiadało
projekt fontanny. Z okazji pobytu delegacji z Herzbergu zorganizowało wystawę
rysunków Pawła Krupskiego w PCDN. W listopadzie 2001 r. członkowie GTK wzięli
udział w I Przeglądzie Filmów Amatorskich w Niemczy i zajęli 1., 2. I 3.
miejsce. Dzięki towarzystwu i sponsoringowi Andrzeja Barny rozpoczęli regularne
granie hejnału miasta z Wieży Głogowskiej Wiele działań GTK było możliwe dzięki
życzliwości Jacka Figla, dyrektora PCDN..
Funkcjonowała ona do czasu
wykluczenia jej animatora Roberta Mazulewicza (na posiedzeniu zarządu 12 marca
2003 r.) za narażenia dobrego imienia TMZG na szwank (naruszenie dyscypliny
finansowej i sprawa kamery). W czasie istnienia Górowskiego Towarzystwa
Kulturalnego urządził przegląd jasełkowy i powstała prezentacja multimedialna.
29 sierpnia 2007 r. to pamiętna data dla Roberta i dla
życia publicznego Góry. Dotychczas dziennikarsko wyżywał się pisując na
„Niezależnym Forum Górowskim”, założonym i prowadzonym przez Wiesława
Plutę Obecne „Pogaduchy Wieśka Pluty” są
cieniem tamtego. Namówiłem go, przyznaję, żeby pisał na własny rachunek.
Założył w moim mieszkaniu i na moim komputerze swój blog „Mazulewicz Show” (http://gora-online.blogspot.com/).
Opatrzył go prowokacyjnym mottem, któremu nigdy się nie sprzeniewierzył: „Odkąd
piszę w Internecie zawsze robiłem to pod czyimś szyldem a od dziś mam bloga.
Znajdziecie Państwo w nim zdjęcia, filmy, nagrania głosowe. Państwo będą mogli
komentować i polemizować, wyrażać opinie i sugestie, oburzenie i zachwyt i
złość. Nie będę cenzurował komentarzy. Wiem, że może stać się to powodem
różnorodnych przykrych dla mnie konsekwencji, ale jak mówił Nietzsche: »Jak
ktoś żyje z tego, że zwalcza wroga, jest zainteresowany tym, aby wróg pozostał
przy życiu«.” Tego dnia opublikował dwa posty: pierwszy to fragment wywiadu
z J. M. Rymkiewiczem z „Rzeczpospolitej” (z 25-26 sierpnia), drugi – to
fotopost (scenki z sesji Rady Powiatu z dowcipnym podpisami).
Skąd się wzięła nazwa? Kiedyś tak to tłumaczył na
łamach „ABC”: „Polityka nie jest poważna
i zawsze jest rozrywką, dlatego pokazuję ją w perspektywie rozrywkowej. Stąd
»show«.” Jeśli to wyjaśnienie jest nieprawdziwe, to przynajmniej dobrze
wymyślone.
14 czerwca 2011 r. opublikował post zatytułowany
„Pożegnanie”, który przytaczam w całości: „Wszystko ma swój początek i kres. Tak dobiegł swojego żywota i ten blog.
Stało się to po 1385 dniach istnienia (od 29 sierpnia 2007 roku). W tym czasie
napisałem na nim 1161 postów. Nie ma już sił! Już nic tu nie powstanie.
Skończyło się bezpowrotnie i czas się pożegnać.
Blog zapełnił się do maksimum
wyporności (1GB) i odmówił dalszego spożywania literek. Żegnaj więc na zawsze
Mazulewicz Show!” Od razu zaprosił na swój blog „Mazulewicz Show II” (http://robert-mazulewiczii.blogspot.com/).
Motto skrócił, ale nadal prowokował: „Jak ktoś żyje z tego zwalcza wroga, jest
zainteresowany tym, aby wróg pozostał przy życiu”. Kontakt: robertmazulewicz@gmail.com tel.
883 793 645. Gwarantuję 100% dyskrecji.”
Komentował bieżące życie polityczne i społeczne gminy
i powiatu. Komentował to mało powiedziane, zwykle informował, opatrując
kąśliwym komentarzem, niejednokrotnie w bardzo długich postach. Jego teksty
były bardzo emocjonalne, bo to, o czym pisał nie było mu obojętne, nawet używał
inwektyw i wulgaryzmów, doceniając ich walory ekspresywne. Choć zdarzało mu się
ich nadużywać, przez co ich siłę oddziaływania osłabiał. Bohaterom swych postów
nadawał humorystyczne przezwiska, np. „Cielęcina”, „Bananowy Uśmiech”,
„Bukietowa”, "Generał Gaśnica", "Plagiat" czy „Chochoł”. Pisał systematycznie przez dłuższy czas, co było dla
mnie kompletnym zaskoczeniem, bo słynął z tego, że zaczynał działać, potem się
szybko zniechęcał. Tym razem było inaczej.
Do swoich zasług zaliczył ujawnienie afery z udziałem
ówczesnej starościny Beaty Pony dotyczącej nadużyć związanych z pieniędzmi
Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska, wykrył łamanie prawa przez wydawców
dwu gazet lokalnych, opisał nieprawidłowości przy budowie siedziby straży
pożarnej, na bieżąco informował o losach górowskiego szpitala aktywnie włączył się w jego ratowanie,
niestety nieudane. Pielęgniarki to jego zaangażowanie na rzecz szpitala
zapamiętały. Gdy trafił w 2015 r. do szpitala w Lesznie na OIOM, górowskie pielęgniarki tam pracujące mu się odwdzięczyły dobrą opieką.
Na tę jego dociekliwość różnie reagowano. Część osób
publicznie twierdziła, że nie czyta jego blogu, ale znały jego treść, a część
walczyła z nim w sądzie. Szczególnie głośne były dwa procesy, pamiętając, że
miał ich wytoczonych więcej. Pierwszy z nich wygrał, a powinien przegrać, drugi
przegrał, a winien wygrać.
W pierwszym z tych procesów oskarżono go – cytując
wyrok z 2008 r. - że „w dniu 01.01.2008
r., w Górze, woj. dolnośląskie, pomówił Tadeusza Bireckiego o postępowanie i
właściwości, które mogły poniżyć go w opinii publicznej i narazić na utratę
zaufania potrzebnego dla stanowiska Wice Starosty Górowskiego w ten sposób, że
na swojej witrynie internetowej, w ramach wywiadu z Tadeuszem Wrotkowskim
opublikował nieprawdziwe informacje, ze Tadeusz Birecki, jako Radny Gminy Góra
w ubiegłej kadencji manipulował pracami komisji rewizyjnej wymuszając na
członkach tej komisji skierowanie sprawy rewitalizacji placu Bolesława
Chrobrego w Górze do Prokuratury, co zostało określone mianem zbrodni i wskazał
w ten sposób na zagrożenie płynące ze współpracy z Tadeuszem Bireckim i
niewiarygodność jego jako osoby publicznej, przestrzegając równocześnie
podległych mu pracowników Starostwa Powiatowego w Górze, aby nie ufali
Tadeuszowi Bireckiemu, gdyż może on szykować podobną »bombę« jakiemuś
urzędnikowi powiatowemu z podobnym skutkiem.” Proces toczył się Sądzie
Rejonowym w Głogowie Zamiejscowym Oddziale Wydziale Grodzkim w Górze.
Uniewinniono go od popełnienia od tego czynu.
Jednocześnie w uzasadnieniu do wyroku stwierdzono, że zadaniem prasy
(oczywiście miał na myśli jego blog) jest służba społeczeństwu i państwu.
Podkreślono, iż „Wykonując to zadanie
dziennikarz ma obowiązek postepowania zgodnego z etyką zawodową i zasadami
współżycia społecznego w granicach określonych przepisami prawa. Oskarżony
granic tych nie przekroczył i nie dopuścił się zniesławienia, aczkolwiek w
całokształcie swojego postępowania, które nie może jednak mieć wpływu na
odpowiedzialność karną z tytułu zniesławienia, niebezpiecznie się do nich
zbliżył.”
A dlaczego uważam, że powinien ten proces przegrać? W
2007 r. ówczesny burmistrz Tadeusz Wrotkowski utracił stanowisko, ponieważ
nakłaniał do poświadczenia nieprawdy. 26 lipca 2007 r. na konferencji prasowej
przedstawił oświadczenie wszechstronnie naświetlające tę sprawę. Padły tam też
nazwiska jego oponentów z Rady Miejskiej, których obwiniał o rozkręcenie afery,
w której wyniku pozbawiono go mandatu burmistrza. Nie wymienił nazwiska Tadeusza
Bireckiego.
W 2014 r. oskarżono go, że „w dniach 24 stycznia 2014 roku, 30 stycznia 2014 roku oraz 5 lutego
2014 roku umieścił na łamach prowadzonego przez siebie […] bloga internetowego
[…] artykuły zatytułowane „Czas postępu i rozwoju”, „Czas postępu i rozwoju II”
oraz „Czas postępu i rozwoju III”, w których pomówił oskarżyciela prywatnego [Polskie
Centrum Zdrowia Góra śląska sp. z o.o. z/s we Wrocławiu] w ten sposób, że
opisując działalność szpitala zarzucił oskarżycielowi prywatnemu uchybienia w
prowadzeniu szpitala w Górze Śląskiej takie jak: brak personelu, likwidację
poradni specjalistycznych, ograniczanie liczby przyjęć pacjentów, bezpodstawne
podnoszenie cen za świadczone usługi, czerpanie korzyści finansowych kosztem
pacjentów, przedkładanie korzyści majątkowych nad dobro pacjentów, złe zorganizowanie
i zarządzanie szpitalem, czyn naraził go na utratę zaufania potrzebnego dla
prowadzenia przez niego działalności medycznej.” Sąd Rejonowy w Głogowie
uznał za winnego popełnienia zarzucanego mu czynu, z tymże zwrot „naraził go”
zastąpił na „mógł narazić”. Czyn warunkowo umorzył, ustalając okres próby na
jeden rok.
Pusty i niszczejący budynek po byłym górowskim
szpitalu pokazuje, że Roberta ocena działalności już nieistniejącej spółki
Polskie Centrum Zdrowia była słuszna. Doprowadziła do upadku tej placówki
medycznej. Wg mnie powinien ten proces wygrać, a przegrał.
Próbowano go uciszyć w inny sposób. Jego tryb życia
stwarzał do tego okazje. 26 października 2010 r. w barze typu kebab na ul. Dworcowej
dopuścił się wobec kelnerki innej czynności seksualnej. Z detalami ów incydent opisała
to „Panorama Leszczyńska” (nr 44). 3
lutego 2011 r. Sąd Rejonowy w Głogowie skazał go na rok pozbawienia więzienia i
warunkowo zawiesił wykonanie kary. Jednak 10 sierpnia 2011 r. trafił do zakładu
karnego w Rawiczu. Przebywał tam do 19 października tego roku. Po złożeniu
zażalenia 12 października Sąd Okręgowy w Legnicy stwierdził poważne naruszenie
przysługujących mu praw i nakazał jego zwolnienie. Mimo osadzenia w więzieniu
nadal pisał i publikował posty, może tylko trochę rzadziej. Wzbudziło to
zainteresowanie, jak to było możliwe. Robert żartował, że robił to siłą woli i
mistyki
Był bywalcem dawnej „Magnolii”, gdzie miał status
specjalnego gościa. Na zapleczu trzymano dla niego (i tylko niego) jego
ulubione piwo „Tyskie”. Każdy przysiadający się do niego, chciał mu stawiać
wódkę, tak że wręcz musiał się od nich odganiać.
Blog Roberta cieszył się dużą popularnością. Do końca
2019 r. odnotował półtora miliona wejść. Imponująca liczba, nie ulega
wątpliwości. Wpisy Roberta kojarzą się z lokalną polityką, głównie z opisami
sporów w samorządzie i w jego otoczeniu, ale wbrew tym opiniom największym
uznaniem i liczbą wejść cieszyły się innego rodzaju posty. Najpopularniejszy to
„Strażnicy czy bandyci” z 19 listopada 2016 r. (prawie czternaście tysięcy) oraz jego
kontynuacja (3. miejsce w rankingu 10 najpopularniejszych). Post ten opisywał
brutalne postępowanie strażników miejskich wobec bezdomnego. Zawierał film z
relacją tego ostatniego, który stwierdził, że wywieźli go za miasto i
pobili. Strażnicy oświadczyli pani
burmistrz, że taki incydent nie miał miejsca, więc skierowała do prokuratury
zawiadomienie o możliwości znieważenia funkcjonariuszy publicznych. Czym to się
skończyło, nie wiemy poza tym, że w 2017 r. Rada Miejska rozwiązała górowską
straż miejską. Ten post i inne najbardziej popularne dotyczyły szeroko
rozumianej problematyki społecznej.
Przez
wiele lat Robert nie miał komputera ani dostępu do internetu. Radził sobie w
ten sposób, że korzystał ze sprzętu udostępnianego przez innych, głównie w
czytelni Biblioteki Pedagogicznej. Tak się przywiązał do jednego komputera, że
prawie zaczął go uważać za swoją własność. Bardzo mu się nie podobało, gdy ktoś
inny z niego korzystał. Przesiadywał całymi dniami przy komputerze, pisał
posty, czytał wiadomości, szukał różnych informacji, wychodził na parking na
papierosa. I raczył się piwem. Nie mógł zaspokoić pragnienia w bibliotece, więc
wychodził na zewnątrz budynku z puszką piwa. A piwo przechowywał w zabytkowej
pralce, stojącej na korytarzu. Do czasu … aż ten schowek wykryła
sprzątaczka. Niekiedy czytelnia
zamieniała się w punkt porad prawnych.
Pisanie postów naraziło go na
różnego rodzaju szykany. Nie miał własnego komputera ani prywatnego dostępu do
internetu. Musiał z tych dwu rzeczy korzystać w instytucjach publicznych, które
je oferowały bezpłatnie. Najchętniej korzystał z czytelni Biblioteki
Pedagogicznej. Tutaj zderzył się z stwierdzeniem, że nie można na nich
krytykować władz powiatowych. Regulamin biblioteki wtedy (i obecnie) nie
precyzował do jakich celów można używać internetu. Po pewnym czasie - wydawałoby
się - zablokowano mu dostęp do bloga. Nic to nie dało, bo Robert znalazł sposób
na jego obejście i nadal na komputerze bibliotecznym pisał posty. Dopiero kilka
lat temu jego sytuacja się poprawiła, osiadł w hotelu, miał komputer, przestał
bywać tak często w Bibliotece Pedagogicznej. Pisał i publikował z hotelu.
Wystartował w wyborach przedterminowych, w których ubiegał się o mandat radnego Rady Miejskiej w Górze.
Jego rywalami byli – Kamil Kutny i Kamil Rogala. Okręg wyborczy obejmował osiedle Kazimierza
Wielkiego, gdzie nie mieszkał. Zdobył 49 głosów (40,2%). Ojcem jego sukcesu był
Adrian Grochowiak, który został pełnomocnikiem wyborczym. Jak to wyborach uzupełniających frekwencja nie porażała,
poszło bowiem do urn wyborczych 123 osoby. Szybko mu znudziła się rola radnego.
Jeszcze siłą rozpędu wystartował w 2018 r. do Rady Miejskiej – bez sukcesu.
Okręg wyborczy obejmował ulice Świętosławy, Dąbrówki, Dworcową i inne.
Już w szpitalu zdawał sobie sprawę, co
go czeka. Jego diagnoza niczym się nie różniła od diagnozy lekarskiej. Wydał
dyspozycje co do swojego pogrzebu. Chciał, żeby go pochowano razem z matką i
babcią, która go wychowywała. Pamiętał o
swoich czworonożnych przyjaciołach – niepokoił się kto czwórkę hotelowych kotów
nakarmi, a zwłaszcza rudzielca, jego ulubieńca.
Robert odszedł 13 stycznia o godz.
10.00, przegrywając walkę z chorobą. Pozostanie po nim olbrzymi zbiór postów,
bezcenny obraz życia Góry, kronika sporów i osiągnięć.
Pogrzeb odbędzie się 17 stycznia o godz.
14.30 na cmentarzu komunalnym.
Subskrybuj:
Posty (Atom)