środa, 17 grudnia 2014

Protest przeciw wprowadzeniu stanu wojennego


W niedzielę 13 grudnia spotkali się Ryszard Burzyński, Roman Kanicki i Jolanta Zmora. O wybuchu stanu wojennego dowiedzieli się z telewizji. O tym że w nocy były aresztowania, dowiedzieli się później. Postanowili, że część dokumentacji znajdującej się w siedzibie MKK NSZZ „Solidarność” Ziemi Górowskiej przy ul. Świerczewskiego 15 (obecnie Starogórska) ukryją.

Ryszard Burzyński miał wtedy warszawę. Tym samochodem pojechali i zabrali książki, czasopisma, dokumenty, część tego, co można było zabrać. Siedziba nie była naruszone, nic nie zabrano. Widać było, że ktoś tam był, powielacz denaturowy bowiem został schowany, ktoś zdjął krzyż. Nie wiadomo kto tam był. Rzeczy te wywieźli do siostry Romana Kanickiego - Lucyny Wilkiewicz. One je schowała. R. Burzyński zawiózł pieczątki i inne rzeczy do swojego ojca na wieś, gdzie ukrył je w oborze.

W poniedziałek podczas pracy w mleczarni rysował ulotki, chcąc w ten sposób wyrazić swe oburzenie aresztowaniami. Podobnie robili pozostali. W ten sposób przygotowali afisze, plakaty i ulotki. Ich treść sami wymyślili: nie zgadzali się z wprowadzeniem stanu wojennego, z internowaniami, itd. Wieczorem porozwieszali je na słupach ogłoszeniowych i na płotach. Wówczas ktoś ich widział i doniósł na nich.

Część tych ulotek nie rozwieszona i zostały schowana w mieszkaniu R. Burzyńskiego (za szafą i w rurce, o którą się opierał kwiat doniczkowy).

19 grudnia 1981 r. w mieszkaniu R. Burzyńskiego spotkali się - on, R. Kanicki i Janusz Wilkiewicz. Żona R. Burzyńskiego była nieobecna, wyjechała z dziećmi. Przygotowywali następne ulotki.

Około 11 w nocy rozległ się dzwonek. Pod drzwiami stali milicjanci. Część miejscowych, część z Leszna. Po otwarciu oświadczyli, że mają nakaz rewizji. Mimo nalegań go nie pokazali, bo, jak oświadczyli, teraz nie mają obowiązku pokazywać, jest stan wojenny i mogą robić co chcą. Zaczęli robić rewizję. Nachylali meble, wszystko się wysypywało na kupę, szkło nie szkło, ubrania, odstające rogi tapety odrywali. Znaleźli ulotki schowane za szafą.

Rozpoczęli przesłuchiwać - rozdzielili ich i każdego przesłuchiwali w osobnym pokoju. Protokołowali, ale protokoły sporządzili w jednym egzemplarzu, np. R. Burzyński nie podpisał swojego protokołu, bo nie chcieli dać kopii. Dokonali konfiskaty książek, czasopism, proporczyków i znaczków. Też nie zostawili odpowiedniego protokołu. Po przesłuchaniu jeszcze wyciągnęli ulotki z rurki.

Jeden z milicjantów życzliwie doradził R. Burzyńskiemu, żeby wziął ze sobą maszynkę do golenia, przybory toaletowe, bo prędko nie wróci. R. Burzyńskiego i R. Kanickiego zabrali na komendę MO w Górze. Janusza Wilkiewicza puścili, bo tłumaczyli, że przypadkowo znalazł się w tym miejscu, nie ma nic wspólnego z „Solidarnością”. Natychmiast poszedł do domu i większość ukrytej dokumentacji szybko spalono w piecu. Dwukrotnie przeprowadzono tam rewizję. Materiały schowane w komórce nie zostały odkryte, gdyż państwo Wilkiewicze wyparli się, że ją mają.

Na komendzie w Górze po raz drugi przesłuchano R. Kanickiego i R. Burzyńskiego. Każdy też miał napisać wyjaśnienia. W nocy było słychać, że przyprowadzili jakąś dziewczynę. Rano - czwarta-piąta - wyprowadzono wszystkich troje - R. Kanickiego, R. Burzyńskiego i J. Zmorę z celi i zawieźli do Leszna na komendę miejską.

M.Ż.: Wprowadzenie stanu wojennego (cz. II). nr 21 s. 11 (fragment)