niedziela, 6 października 2019

Rewelacyjny Marek Krajewski


Rewelacyjny Marek Krajewski, na co wskazuje na to jego dorobek literacki. Nawet nie chodzi o liczbę wydanych powieści, ale o to, że niejako jest autorem dwu znanych postaci literackich – Eberharda Mocka i Edwarda Popielskiego. Czyniąc bohaterem swojej pierwszej książki Eberhardta Mocka, niemieckiego policjanta z Wrocławia, stworzył gatunek kryminału, w którym akcja się dzieje nie współcześnie, ale dziesiątki lat wcześniej na tle wiernie odtworzonych ówczesnych realiów. Ostatnio pokusił się o napisanie powieści szpiegowskiej „Dziewczyna o czterech palcach”.




Marek Krajewski 4 października odwiedził Górę i spotkał się ze swoimi czytelnikami w Bibliotece Miejskiej. Uczynił to po raz drugi. Wcześniej przebywał w naszym mieście dziesięć lat temu 12 października 2009 r. Jego wieczór autorski był rewelacyjny. Wystąpienie przed górowskimi słuchaczami (prawie pełna czytelnia oddziału dziecięcego) było precyzyjnie podzielone na kilka części.

W pierwszej pięknym radiowym głosem mówił o swojej karierze literackiej, zwłaszcza jej początki były ciekawe. Był to jakby świetnie skomponowany wykład akademicki. Pierwszą powieść zaczął pisać w zeszycie długopisem żelowym  niedaleko od Góry w miejscowości wypoczynkowej w pobliżu Sławy Śląskiej w 1997 r. Dwa lata później książka się ukazała pod tytułem „Śmierć w Breslau”. Opisując swe poczynania literackie wyjaśnił, dlaczego jego powieści dzieją się w dwu miastach. Jest bowiem zakochany w obydwu: we Wrocławiu  - bardziej (tu od urodzenia mieszka), w Lwowie – mniej. Uważa się za rzemieślnika, rzemieślnika, który stara się dobrze wykonywać swoją pracę.

Po swym wystąpieniu dyrektorka Biblioteki Miejskiej Danuta Biernacka obdarowała gościa upominkami, w tym produktami „Runolandu”, żeby osłodzić rozstanie z górowskimi czytelnikami.
.
W kolejnej części odpowiadał na pytania. A tych nie brakowało. Bardzo różnych. Można było się dowiedzieć, że jest miłośnikiem łaciny i kultury starożytnej (z wykształcenia filolog klasyczny), ale też  tęże łacinę popularyzuje w internecie. Ostatnia część – to udzielanie autografów. Część osób miało swoje książki jego autorstwa, część kupiła je na miejscu. Odnoszę wrażenie, że prawie wszyscy chcieli mieć autograf Marka Krajewskiego (ja też).