Rewelacyjny Marek Krajewski, na co wskazuje
na to jego dorobek literacki. Nawet nie chodzi o liczbę wydanych powieści, ale
o to, że niejako jest autorem dwu znanych postaci literackich – Eberharda Mocka
i Edwarda Popielskiego. Czyniąc bohaterem swojej pierwszej książki Eberhardta
Mocka, niemieckiego policjanta z Wrocławia, stworzył gatunek kryminału, w którym
akcja się dzieje nie współcześnie, ale dziesiątki lat wcześniej na tle wiernie
odtworzonych ówczesnych realiów. Ostatnio pokusił się o napisanie powieści
szpiegowskiej „Dziewczyna o czterech palcach”.
Marek Krajewski 4 października odwiedził
Górę i spotkał się ze swoimi czytelnikami w Bibliotece Miejskiej. Uczynił to po
raz drugi. Wcześniej przebywał w naszym mieście dziesięć lat temu 12
października 2009 r. Jego wieczór autorski był rewelacyjny. Wystąpienie przed
górowskimi słuchaczami (prawie pełna czytelnia oddziału dziecięcego) było
precyzyjnie podzielone na kilka części.
W pierwszej pięknym radiowym głosem
mówił o swojej karierze literackiej, zwłaszcza jej początki były ciekawe. Był
to jakby świetnie skomponowany wykład akademicki. Pierwszą powieść zaczął pisać
w zeszycie długopisem żelowym niedaleko
od Góry w miejscowości wypoczynkowej w pobliżu Sławy Śląskiej w 1997 r. Dwa
lata później książka się ukazała pod tytułem „Śmierć w Breslau”. Opisując swe
poczynania literackie wyjaśnił, dlaczego jego powieści dzieją się w dwu
miastach. Jest bowiem zakochany w obydwu: we Wrocławiu - bardziej (tu od urodzenia mieszka), w
Lwowie – mniej. Uważa się za rzemieślnika, rzemieślnika, który stara się dobrze
wykonywać swoją pracę.
Po swym wystąpieniu dyrektorka
Biblioteki Miejskiej Danuta Biernacka obdarowała gościa upominkami, w tym
produktami „Runolandu”, żeby osłodzić rozstanie z górowskimi czytelnikami.
.
W kolejnej części odpowiadał na pytania.
A tych nie brakowało. Bardzo różnych. Można było się dowiedzieć, że jest miłośnikiem
łaciny i kultury starożytnej (z wykształcenia filolog klasyczny), ale też tęże łacinę popularyzuje w internecie.
Ostatnia część – to udzielanie autografów. Część osób miało swoje książki jego
autorstwa, część kupiła je na miejscu. Odnoszę wrażenie, że prawie wszyscy
chcieli mieć autograf Marka Krajewskiego (ja też).